Mapa strony

Z boiska trzeba schodzić z podniesioną głową

Powtarzam piłkarzom, że mecz może im nie wyjść, mogą popełniać błędy taktyczne czy techniczne. Nigdy im jednak nie wybaczę, jeśli nie dadzą z siebie wszystkiego na boisku i nie zostawią tam serca – podkreśla Enkeleid Dobi, były piłkarz Zagłębia Lubin i Górnika Zabrze, obecnie trener Górnika Polkowice, lidera trzeciej grupy III ligi.

 

Zapraszamy na wywiad z trenerem Górnika Polkowice – Enkeleidem Dobi, który przeprowadził dziennikarz „Łączy nas piłka” –  Robert Cisek

Był pan pierwszym Albańczykiem w polskiej lidze. Jak doszło do transferu?

Byłem piłkarzem w całkiem niezłej drużynie Varteks Varażdin w lidze chorwackiej. Akurat Zagłębie Lubin grało sparing ze Slavenem Belupo i spotkałem się z trenerem Mirosławem Jabłońskim, który szukał między innymi napastnika. Porozmawialiśmy i przyjechałem na dwa dni do Polski. Wystąpiłem w meczu kontrolnym z Chrobrym Głogów, strzeliłem bramkę i następnego dnia byłem już zawodnikiem Zagłębia. Było w tym trochę szczęścia, bo już właściwie miałem podpisany kontrakt z Energie Cottbus, ale menedżerowie nie potrafili się ostatecznie dogadać. Dobrze wyszło, bo jestem w Polsce szczęśliwy. W Lubinie poznałem żonę, polskie obywatelstwo mam od 12 lat i dzieci też są Polakami.

Początki były trudne?

Gdy pierwszy raz przyleciałem do Polski, zaginęły moje bagaże. Walizki pojawiły się dopiero po tygodniu i w sparingu musiałem grać w pożyczonych butach. Byłem też zaskoczony, że następnego dnia po przyjeździe, budzę się, wyglądam przez okno, a tam w Lubinie od rana trwa w najlepsze giełda samochodowa. Do tej pory działa. Nie był to najlepszy start, ale jakoś później się poukładało. Oczywiście za dużo nie wiedziałem o Polsce. Nie miałem kogo zapytać, bo byłem pierwszym Albańczykiem w tej lidze. Pomogli mi menedżerowie – jeden z nich prowadził biuro podróży i mówił po polsku. Gdy tu przyjechałem w 2000 roku, polskie kluby dopiero zaczynały otwierać się na kierunek bałkański.

Dwa pierwsze sezony miał pan całkiem udane, a co potem zaczęło się dziać?

Czasem piłkarz nie potrafi do końca pokierować karierą. Nie winię trenera czy kogoś innego. Bardziej obwiniam siebie, że trochę zbyt łatwo zaakceptowałem sytuację w drużynie, w której byłem trzecim napastnikiem. W Zagłębiu byli wtedy Jerzy Podbrożny, Arkadiusz Klimek czy Zbigniew Grzybowski, ale na pewno mogłem dać z siebie więcej. Powinienem mocniej walczyć o miejsce, ale teraz każdy z nas jest dużo mądrzejszy i doświadczony. Staram się za to unikać błędów w karierze trenerskiej.

Wyjechał pan do Francji, ale po siedmiu latach wrócił do Polski. Podobno tak serce kazało?

W Zagłębiu spędziłem fantastyczne 2,5 roku. Nawet jeśli piłkarsko mogło być lepiej, to byłem tam bardzo szanowany i poznałem przyszłą żonę. I prawda jest taka, że gdzie moja rodzina jest szczęśliwa, tam ja jestem szczęśliwy. Wyjechaliśmy do Francji i tam urodził się syn. Dobrze nam się tam żyło, żona skończyła szkołę kosmetyczną, ale była okazja, by otworzyć salon w Polsce. Ja już miałem 35 lat, kariera właściwie się kończyła i choć ludzie z klubu ES Viry-Châtillon chcieli, bym tam pracował jako trener, to jednak brakowało nam polskiej rodziny. Święta w Polsce, tradycje, zwyczaje – za tym bardzo tęskniliśmy. W Francji te wartości nie są tak mocno doceniane. Życie tam byłoby łatwiejsze, ale serce wzięło górę.

W Polsce jeszcze przez kilka miesięcy grał pan w piłkę.

Zgodziłem się pomóc II-ligowej Miedzi Legnica. Wiedziałem jednak, że to już koniec kariery. Nie chciałem męczyć siebie i innych. Już we Francji zacząłem kształcić się na trenera. Od prawie czterech lat mam licencję UEFA Pro.

Zajął się pan młodzieżą w Zagłębiu Lubin.

Przez pięć lat pracowałem w tamtejszej akademii. Prowadziłem zespoły od U-12 do U-19. Zależało mi jednak, by w końcu trafić do piłki seniorskiej. Jestem w Górniku Polkowice i na ten moment to było najlepsze, co mi się mogło zdarzyć. Zacząłem od III ligi i mogłem się dużo nauczyć. Jestem wdzięczny działaczom, że dali mi szansę, mimo braku doświadczenia. To było duży krok w mojej karierze. Dla klubu to pewnie nie była wcale łatwa decyzja, ale zawsze jest jakieś ryzyko. Wiedzieli jaką mam filozofię prowadzenia drużyny i jaką widzę drogę do sukcesu. I w końcu mi zaufali.

I chyba nie żałują, bo od kiedy jest pan szkoleniowcem Górnika – od 12 stycznia 2017 roku – zdobywacie średnio prawie dwa punkty na mecz, najwięcej w tej grupie III ligi. W poprzednim sezonie awansować się nie udało, ale teraz jesteście liderem ze sporą przewagą nad drugim miejscem.

Jesienią zawodnicy naprawdę spisali się bardzo dobrze. Wiosną musimy podtrzymać to, co udało się wypracować, ale wiemy, że to nie będzie takie łatwe. Tym bardziej że z drugiej ligi mogą spaść aż trzy zespoły ze Śląska – Rozwój Katowice, ROW Rybnik i Ruch Chorzów. Z tego powodu więcej drużyn będzie musiało też opuścić trzecią ligę. To sprawia, że połowa zespołów jest zagrożona degradacją. Każdy taki rywal walczy jak o życie i gryzie trawę nawet na kolanach. Jesteśmy tego świadomi, mamy wyznaczony cel awansu do drugiej ligi, znamy swoją wartość i kontynuujemy pracę. W poprzednim sezonie za dużo punktów straciliśmy jesienią i choć wiosnę mieliśmy świetną, to strat nie udało się odrobić.

Jeszcze w 2012 roku Górnik grał na zapleczu ekstraklasy.

Organizacyjnie klub jest przygotowany, by być co najmniej w drugiej lidze. Mamy dobrą infrastrukturę, a gmina widzi korzyść w promocji przez sport. Do tego bardzo rozwijamy szkolenie młodzieży. Zespół U-15 gra w Centralnej Lidze Juniorów, kolejne drużyny też maja taki cel do zrealizowania. Na to oczywiście potrzeba czasu i nie da się tego zrobić w jeden dzień. Trzeba być cierpliwym, pokonywać kolejne przeszkody i ciężko trenować.

Wspomniał pan o filozofii gry. Jak na napastnika przystało, ofensywa jest najważniejsza?

Jeśli popatrzeć na to, ile strzelamy bramek, to zdecydowanie tak. Staram się wykorzystać potencjał w drużynie. Taktykę czy grę podporządkowuję pod umiejętności piłkarzy, których mam, a nie odwrotnie. Chcę, by na boisku czuli się wolni i cieszyli się z tego, co robią. Gdyby nie mieli chęci czy radości z gry w piłkę, to nie widziałbym sensu. Mam temperament, ale powtarzam piłkarzom, że mecz może im nie wyjść, mogą popełniać błędy taktyczne czy techniczne. Nigdy im jednak nie wybaczę, jeśli nie dadzą z siebie wszystkiego na boisku i nie zostawią tam serca. Nie zawsze uda się wygrać, ale z boiska muszą schodzić z podniesioną głową.