Pan Kopa

Na początku chciałam „zacynić”, coś zapisywałam i pytam się – „Pan Kopa”, a Damian Primel zaczął się strasznie ze mnie śmiać. Nie wiedziałam o co chodzi.  Dopiero koleżanka Brygida mówi do mnie –„ Jola – to jest Kopaniecki, nie pan Kopa”.

Zapraszamy na wywiad z Jolantą Borsiak, która dba o to, żeby piłkarze Górnika Polkowice mieli wszystko czyste, pachnące  i na czas.

5 lat pracy w klubie to dużo czy mało?

Wydaje mi się że mało. O pracy w Górniku dowiedziałam się od mojej koleżanki Brygidy Surożyńskiej. Akurat zwalniało się miejsce w pralni, bo na emeryturę odchodziła pani Halinka. Złożyłam podanie  i dostałam się.
Na samym początku był szok. Dużo prania. Nie spodziewałam się tego. Nigdy nie przypuszczałam, że pranie może być takie brudne. Stres był duży. Całkiem inne środowisko. Trzeba było do tego wszystkiego się przyzwyczaić. Praca jest przyjemna. Od samego rana trzeba się zorganizować. Zanim chłopcy przyjdą na trening wszystko musi być przygotowane. Czyste, wyprane i poukładane na półkę.

Jak wygląda Pani dzień pracy?

Rano to przede wszystkim wstawianie pralki. Po praniu oczywiście trzeba wszystkie rzeczy wysuszyć i w końcu  mamy chwilę na śniadanie i na kawę.
Najgorzej jak piłkarze grają w białych strojach, a pogoda nie sprzyja. Pada deszcz i do tego wślizgi na mokrej murawie. Wtedy wszystkie stroje wyglądają fatalnie. Potrzebujemy 3 dni żeby doprowadzić je do pierwotnego stanu (śmiech).

Chłopcy są bardzo wdzięczni, często dziękują, że wszystko udało się wyprać, chociaż po meczu nie wyglądało to dobrze. Przepraszają, wiedzą, że po wślizgach na murawie, później będzie problem z dopraniem spodenek. Współczują nam bardzo. Ale gdy zobaczą na półce śnieżnobiałe stroje to widać na ich twarzach uśmiech. Czyli się udało.

Czy były takie przypadki, że nie można było czegoś doprać?

Często tak się zdarza. No i rzeczy się niszczą. Kiedy widzimy, że pogoda przed meczem jest deszczowa, prosimy wtedy trenerów o wybranie innego koloru stroju niż biały. Często nasze prośby są spełniane, ale nieraz muszą grać w białych    i wtedy zaczynają się schody. Każdy piłkarz ma strój oznaczony nazwiskiem lub numerem. Ale getry nie mają takich oznaczeń. Nie są przypisane do zawodników. Każdy bierze pierwsze wolne. Z dziećmi i młodzieżą jest zdecydowanie lepiej. Dzieci mniej się brudzą, bo to są dzieci (śmiech).

Przez te 5 lat pracy w klubie na pewno zdarzały się zabawne sytuacje.

W ogóle piłkarze są bardzo weseli. Najwięcej śmiechu było z Panem Kopanieckim. Wcześniej pierwszym bramkarzem był Damian Primel. Na początku chciałam „zacynić”, coś zapisywałam i pytam się – „Pan Kopa”, a Damian Primel strasznie zaczął się ze mnie śmiać. Nie wiedziałam o co chodzi.  Dopiero koleżanka Brygida mówi do mnie –„ Jola – to jest Kopaniecki, nie pan Kopa” (śmiech). U nas w klubie każdy mówi „ksywkami” – „Kopa”, „Bancu” i tak mi utkwiło              w głowie.

Zdarzają się takie sytuacje, że trzeba szybko przygotować stroje, a coś nie działa.

Przeważnie podchodzimy do tego z uśmiechem. Na wesoło. No bo, co zrobimy. Muru nie przeskoczymy. Jeżeli nie działa suszarka, a czasami tak się zdarza, to musimy wszystko rozwiesić na kaloryferach albo na sznurkach. Kiedyś miałyśmy taką sytuację. Było bardzo słabe ciśnienie wody. Musiałyśmy wiaderkami dolewać wodę do pralki, żeby można było skończyć pranie. Wiele jest takich sytuacji. Ale najważniejsze wyjść z nich z uśmiechem. Dajemy radę. Jest wesoło. Zawsze zdążamy na czas (śmiech).
Zdarzają się takie sytuacje, że sam trener przychodzi i nam współczuje. Czasami nas pochwali, że wszystko takie czyste    i pachnące. Wtedy jest bardzo miło.

Piłkarze są zdyscyplinowani – współpracują ?

Są jak mężczyźni. Zawsze bardzo mili. Kiedy przychodzą do klubu, to wtedy się dzieje (śmiech). Marzy nam się, żeby nie psuły się sprzęty, bo to nasze narzędzie pracy. Człowiek sobie zaplanuje, a jak coś się zepsuje to trzeba kombinować co by tu zrobić, żeby było dobrze. Dużą zaletą tej pracy jest to, że nikt nie stoi nad głową, nie popędza a my i tak swoje zrobimy. Najważniejsza jest atmosfera, bo wtedy wszystko uda się przygotować na czas.

Z Jolantą Borsiak rozmawiał Jan Wierzbicki / Górnik Polkowice