DNA Janusza Niedźwiedzia
Zawsze wiedziałem, że po zakończeniu kariery piłkarskiej będę trenerem. Przygotowywałem się do tego zawodu niemal przez całe życie.
Zapraszamy na wywiad z trenerem Górnika Polkowice – Januszem Niedźwiedziem.
Zostanie piłkarzem w Pana przypadku chyba było oczywiste. Tata prowadził mały klub piłkarski. Można powiedzieć, że piłka była z Panem od urodzenia.
Janusz Niedźwiedź: Od kiedy sięgam pamięcią piłka zawsze była obecna w domu. Moi bracia również próbowali swoich sił w piłce. Można powiedzieć, że byłem skazany na futbol.
Pana pierwszy klub piłkarski.
JN: Błękitni Gonne Małe. Tata Jan był prezesem klubu.
Później była m.in. Amica Wronki. Tu chyba najbardziej rozwinęła się pana kariera piłkarska.
JN: Zanim trafiłem do Amiki Wronki grałem w reprezentacji województwa koszalińskiego i reprezentacji makroregionu. Jako 14-letni chłopak zostałem powołany do kadry narodowej. Trener Andrzej Zamilski prowadził wtedy zawodników urodzonych po trzydziestym czerwca 1981. Później nastąpiły zmiany i wprowadzono całe roczniki. Reprezentację z mojego rocznika 1982 prowadził trener Michał Globisz. Jak widać, kluby w których wcześniej grałem, również dołożyły swoją cegiełkę do mojego rozwoju. We Wronkach miałem jednak najlepsze warunki do rozwoju.
Zakończył Pan piłkarską karierę dość szybko. Ostatni klub to Termy Uniejów.
JN: Do 18 roku życia moja ścieżka piłkarska przebiegała prawidłowo. Późniejsze kontuzje i operacje spowodowały, że nie byłem w stanie grać na takim poziomie o jakim myślałem. W związku z tym szybciej zacząłem pracę jako trener. Dziś mimo młodego wieku mam już kilkunastoletnie doświadczenie w roli trenera.
Pracę seniorską rozpoczął Pan od Jaroty Jarocin. Po trzech latach wrócił Pan do tego Klubu, łącząc pracę trenera z pracą na etacie. Ciekawa sytuacja, rzadko spotykana w polskim futbolu.
JN: W tamtym okresie Klub nie był w stanie zapewnić mi warunków, abym mógł wynająć mieszkanie i utrzymać się, ale był zdeterminowany żebym został trenerem. To mi się spodobało, a do tego miałem świetne wspomnienia z wcześniejszego pobytu w Jarocinie. To był dobry krok, ponieważ przez 2 lata, pomimo jednego z najmniejszych budżetów osiągnęliśmy 5 i 4 miejsce. Fantastyczny czas, fantastyczni ludzie! Jarota Jarocin idealnie pasuje do powiedzenia, że nieważne gdzie pracujemy, ważne jak!
W CV jest również Radomiak Radom, Podhale Nowy Targ, a ostatnio Stal Rzeszów.
JN: Jeżeli chodzi o organizację to Stal była najpoważniejszym wyzwaniem i jestem dumny, że ciężką pracą, już w pierwszym sezonie pracy, uzyskaliśmy promocję do 2 ligi. Podhale, to naprawdę dobry czas i miłe wspomnienia. Bez tego Klubu nie dostałbym szansy w Stali Rzeszów za co jestem bardzo wdzięczny. W Radomiu… trafiłem w odpowiednie miejsce, ale w nieodpowiednim dla mnie czasie. Duża nauka i wiele cennych wniosków.
Ostatni mecz w barwach Stali poprowadził Pan z… Górnikiem Polkowice. Po nim stracił pracę w Rzeszowie. Czy przeleciało Panu przez głowę, że kiedyś zostanie trenerem właśnie tego zespołu?
JN: Wtedy o tym nie myślałem. Trener idzie tam gdzie go chcą, musi być otwarty na propozycje i miejsce do kolejnego wyzwania. Po telefonie prezesa Jedynaka długo nie zastanawiałem się i pojechałem na spotkanie. Jestem zadowolony z tej decyzji i cieszę się, że jestem w Górniku.
Jeszcze w lipcu był Pan przedstawiany jako szkoleniowiec ekstraklasowej litewskiej drużyny Riteriai Wilno. Nagły zwrot o 1000 km i znalazł się Pan w Polkowicach.
JN: Miałem propozycję z Wilna ale uznałem, że nie przyjmę oferty i podziękowałem za zainteresowanie moimi usługami.
38 lat to bardzo młody wiek jak na trenera, chociaż jak pokazuje Bundesliga – Julian Nagelsmann zaczynał bardzo szybko.
JN: Jestem jeszcze młodym człowiekiem, ale doświadczenie w pracy szkoleniowej mam już kilkunastoletnie. Od zawsze wiedziałem, kim chcę być po zakończeniu gry w piłkę. Przygotowywałem się do tego zawodu niemal przez całe, dorosłe życie.
Jaka jest Pana wizja drużyny?
JN: Przede wszystkim ofensywny futbol, w którym chcemy zdominować przeciwnika i mieć kontrolę nad meczem. Chcę, aby mój zespół tworzył grę i kreował sytuacje. Każdy musi wiedzieć, co ma robić na boisku, począwszy od bramkarza a kończąc na napastnikach.
Ma Pan swojego mentora, na którym się wzoruje?
JN: Jestem otwarty na każdego, jednakże wypracowałem swój model gry i ciągle szukam lepszych rozwiązań. Lubię trenerów ofensywnych u których widać pomysł na grę. Nie chcę się jednak wzorować na jednym. Chciałbym, żeby moja drużyna miała DNA wypracowane przez trenera Janusza Niedźwiedzia i jego współpracowników.
Jest Pan dobrym kucharzem?
JN: Bardzo szybko, bo już w wieku 13 lat wyjechałem z domu, dlatego od młodych lat musiałem radzić sobie również i w tym temacie. Z racji życia wielu lat poza domem, kuchnia nie jest mi obca.
Jak radzi sobie Pan z presją. Wiadomo, że wszystkich spotkań się nie wygra?
JN: Narzucam sobie presję każdego dnia, bo chcę być lepszym w tym co robię. Dużo rozmawiam z zawodnikami i analizuję grę swojej drużyny. Bazuję na pracy i skupiam mocno swoją uwagę na poprawie gry swojego zespołu, co pozwala mi realnie i pod kontrolą patrzeć na to co się dzieje i wtedy słowo presja schodzi na dalszy plan.
Często na trybunach siedzą Pana najbliżsi. Jakie to uczucie dla trenera?
JN: Wsparcie moich najbliższych jest dla mnie bardzo ważne. Moja mama i mój tata oglądają transmisje spotkań Górnika w telewizji czy w Internecie i zawsze mocno mi kibicują. Narzeczona z synkiem, kiedy tylko można są ze mną i wspólnie oglądają mecze z wysokości trybun. Czuję ich wsparcie na każdym kroku…
Dziękuję za rozmowę
Z trenerem Januszem Niedźwiedziem rozmawiał Jan Wierzbicki